kontur (2 kB)

Sudecki Włóczykij

Szczyty do „Sudeckiego Włóczykija” i … nie tylko

Linia

Kolejny wyjazd w Sudety z wyśmienitą, ośmioosobową grupą znajomych przeszedł już do historii, chociaż po głowie cały czas krążą wspomnienia wspaniałej towarzyskiej atmosfery i wydarzeń z tego 10-dniowego wyjazdu.

Zdobyte 32 szczyty, wpisane do różnych książeczek sudeckich, a szczególnie do „Włóczykija Sudeckiego” są namacalnym dowodem na to, cośmy widzieli, cośmy przeżyli. Rejestrowaliśmy te wydarzenia jeszcze w innych książeczkach. Wśród nich były: Korona Sudetów, Korona Sudetów Polskich, Korona Sudetów Czeskich, Diadem Polskich Gór, Korona Ziemi Kłodzkiej- dużo tego wiem, chwilami trudno było się połapać co? gdzie? i do czego przybić. Trzeba było zachować spokój i cierpliwie czekać na swoją kolej pieczętowania, a także skorzystać z podpowiedzi uczestników, żeby czegoś nie pominąć. W końcu można polubić tę czynność.

Poszczególne szczyty i trasy zdobywaliśmy w Sudetach Czeskich i Polskich. Do 2-3 szczytów udało się nam podjechać samochodem dosyć wysoko, natomiast pozostałych 30 zdobywaliśmy często po stromych podejściach i dużych przewyższeniach. Spisując dane z GPS- a, łącznie przeszliśmy 166 km i 7 tyś 400 m przewyższenia, w ciągu tych 10 dni wędrowania. Dużo podróżowaliśmy samochodami, ażeby dojechać w wiele miejsc pokonaliśmy ok. 2 tyś km Wszystkie dojazdy, przejazdy, mapki, przejścia i ciekawostki, logistycznie opracował Adam. To bardzo ułatwiło realizację napiętego programu. Ileż odeszło czasu na indywidualne studiowanie map, analizowanie programu, dopasowywania go do pogody i realizacji poszczególnych brakujących szczytów dla każdego uczestnika. Co wieczór podany był program, poranna godzina wyjazdu i naszym zadaniem pozostawało stosowanie się do tych opracowań, by nie pominąć jakiegoś miejsca, miejscowości, ważnej dla naszych celów turystycznych.

szczyty01 (52 kB)

No dobrze, był jeden wyjątek!No dobrze, był jeden wyjątek!
Zresztą od pierwszego dnia wyjazdu omawianego- miał to być jeden dzień wolny bez gór, szczytów, biegania. Odpoczynek i już! Już, już prawie był wolny, gdy okazało się, że nie zdążyliśmy poprzedniego dnia pójść na Jagodną w Górach Orlickich. Więc po burzliwej dyskusji, postanowiliśmy wykorzystać ten niby wolny dzień na jej zdobycie.
Było trochę pomrukiwania wśród uczestników, ale rozeszło się po kościach i Jagodną o dwóch szczytach odnaleźliśmy i zdobyliśmy.
Planowanie drogi i ustawianie GPS-a zgodnie z potrzebną trasą przejazdu, należało do Marka i Mirka. Też nie obyło się bez przygód z tym nowoczesnym i jak by nie patrzeć ułatwiającym podróżowanie urządzeniem. Zdarzyło się, że nawigacja wyłączyła się, a nam pozostał do orientacji zarys zamku na horyzoncie. Dobrze, że był to górujący wysoko nad miasteczkiem zamek Bouzov, więc trafiliśmy bezbłędnie.
W ciągu tak długiego wyjazdu, wiele sytuacji nieprzewidzianych może się zdarzyć. Ważne by podejść do nich z rezerwą , a często z humorem. Kierowcy w samochodach zmieniali się, bo jazda po drogach Jesioników, przez sudeckie przełęcze, małe miejscowości, prowadzi przez ciasne, kręte drogi z dużą ilością serpentyn. Zdarzyło się nam również zabłądzić i potem szukając drogi dodaliśmy kilometry i czas.
Każdy dzień to wiele ciekawych sytuacji, wrażeń. Staraliśmy się z Darkiem na bieżąco je spisywać, żeby nic nie umknęło z naszej pamięci. Darek unowocześnił swoją reporterkę o kamerę, potem przy odtwarzaniu niektórych sytuacji, było wesoło.

szczyty02 (45 kB)

Wracając na nocleg dzień kończyliśmy zakupami w sklepie, a potem wspólną kolacją przygotowaną przez chętnych kucharzy. W gotowaniu prym wiódł Piotr i Adam, ale Ela i Darek również ugościli nas pyszną kolacją. Wieczorami były rozmowy, relaks, planowanie dnia następnego, podsumowywanie już minionego. Czas mijał przyjemnie i szybko. Wszystkie szczyty obfotografowywał Darek, nosząc ze sobą sprzęt fotograficzny, a potem ustawiał nas, wymyślając różne pozy. Żeby było interesująco, dopasowywaliśmy się nawet do zdjęcia kolorami koszulek.

Były także ciekawe spotkania. Na jednym ze szczytów spotkaliśmy grupę zakonników z Bractwa Włóczykijów z Wrocławia, również zdobywających szczyty do Sudeckiego Włóczykija”. Tych samych zakonników, z którymi mieliśmy okazję poznać się podczas wyjazdu majowego, na szczycie Stożka Wielkiego w Górach Kamiennych. To bardzo przyjemne spotkać równie zafascynowane (delikatne określenie) osoby jak my, tym przedsięwzięciem. Spotkaliśmy na szlaku członka komisji weryfikującej Koronę Gór Polski, podchodząc pod szczyt Chełmca w Górach Wałbrzyskich. Wychodząc stromym szlakiem niebieskim w upalnej pogodzie, łapaliśmy oddech i tak wywiązała się rozmowa z mijającymi nas turystami. Tym sposobem jeden szczyt do korony mamy już naocznie zweryfikowany.
Realizując naszą wyprawę, przemieszczaliśmy się z Sudetów Środkowych do Sudetów Wschodnich. Ostatniego dnia przed powrotem do Krakowa, jednym z ostatnich zdobywanych szczytów tego wyjazdu był GROMNIK, należący do Wzgórz Niemczańsko-Strzelińskich.

Wzniesienie nie wymagało zbytniego wysiłku, bo trzeba było podejść ok. 500 m ścieżką edukacyjną. Na szczycie stoi piękna wieża widokowa wybudowana w 2012 r. a wokół niej znajdują się wykopaliska archeologiczne dawnego grodziska.
To przykładowy, bardzo krótki opis jednego z ciekawych miejsc, które odwiedzaliśmy, ale takich opisów można przedstawić 32. Miejsca wybrane do „włóczykija” są szczególne. Każde z nich odznacza się czymś ciekawym, specyficznym, pod względem geograficznym, krajobrazowym geologicznym czy historycznym. Jestem urzeczona tymi punktami rozsianymi po Sudetach i Pogórzu Sudeckim, szczyty03 (42 kB)tak mało znanymi, często znajdującymi się poza głównym pasmem Sudetów, gdzieś na uboczu. Do każdego miejsca trzeba dostać się, dojechać specjalnie. Czasem trzeba dobrze wpatrzyć się i przeanalizować mapę, ażeby odnaleźć dany potrzebny punkt.
Wspominając, że był to ostatni szczyt tego wyjazdu, dla trzech osób - Eli, Darka, Adama był to zarazem ostatni szczyt w zdobywaniu „Sudeckiego Włóczykija”.

Przemierzyli 100 wyznaczonych specjalnych miejsc, odwiedzili sporo wież widokowych, zwiedzili kilka ciekawych zamków itd. Zdobyciem tego szczytu zakończyli swoje wędrowanie po szlakach włóczykija. Gratulacje.
W pamięci jak dziś mam, jak na jednej z wycieczek proponowali mi włączenie się do tego rodzaju wędrówek, bo właśnie wybierali się na pierwszy wyjazd, a teraz już kończą to przedsięwzięcie.

Dzisiaj są zadowoleni, że udało się pokonać wiele trudności, zrealizować marzenia i rozpoczęte zadanie. Teraz pozostaje złożyć książeczkę do weryfikacji i czekać na przyznanie zasłużonej odznaki i wpisu do rejestru zdobywców. Można zadać pytanie podsumowujące: czy było warto?, co przez to zyskali? jaki był koszt jej zdobycia? Jest to rzecz bezcenna. O ile koszty wyjazdów, biletów wstępu itd. można w przybliżeniu policzyć, to innych wartości jak przyjaźń, znajomość, wspólnie spędzone chwile i przeżycia, nie da się oszacować. Ja odpowiem krótko. Ciszę się, że dla mnie to jeszcze nie koniec, że jeszcze mam co poznawać, zdobywać i mogę planować następne wyjazdy. Mam nadzieję, że w tym wspaniałym, zgranym towarzystwie, które tak świetnie się rozumie (nawet gdy są czasem rozbieżne zdania) będziemy się spotykać i dalej realizować swoje plany, zwłaszcza, że „wszyscy patrzą w jedną stronę” i są zmotywowani w osiągnięciu celu. Takie podejście ułatwia pokonywanie różnych trudności np. z organizacją, finansami, transportem itd.

Wszystkim- bardzo dziękuję
Agata Karwowska

Powrót

copyright