kontur (2 kB)

"Spotkania..."

SZCZYRZYC
17 września 2009 r.

Linia

Wycieczkę zorganizowała i poprowadziła Organizator Turystyki PTTK Hutniczego Oddziału w Krakowie - Koła MATRAGONA - Helenka GRZYWACZ

Szczyrzyc - wioska indiańska

X impreza z udziałem dzieci i osób niepełnosprawnych z cyklu "Spotkania...", odbyła się 17 września 2009 r. Uczestniczyły w niej dzieci z Zespołu Szkół Specjalnych nr 6 oraz osoby z Warsztatów Terapii Zajęciowej os. Centrum C w Krakowie. Celem naszej wyprawy była Wioska Indiańska w Szczyrzycu.

Szczyrzyc - to malownicza miejscowość w dolinie rzeki Stradomki, położona u wschodnich podnóży Cietnia 829 m. Jego powstanie ściśle wiąże się z zakonem Cystersów, którzy około 1243 roku przenieśli się tutaj z Ludźmierza na Podhalu, budując pierwszy kościół i zabudowania klasztorne.

W XVI wieku Szczyrzyc stał się stolicą dużego powiatu obejmującego 76 parafii miejskich i wiejskich łącznie z Tyńcem, Wieliczką, Bochnią, Wiśniczem, Dobczycami, Myślenicami, Jordanowem, Lanckoroną i Tymbarkiem. Świetności i znaczeniu Szczyrzyca położyli kres Austriacy, likwidując w czasie rozbiorów dotychczasowy powiat szczyrzycki.

Wioska Indiańska położona jest pośród malowniczych terenów Beskidu Wyspowego. W czasie zwiedzania zapoznaliśmy się z kulturą Indian Ameryki Północnej, dla których natura i szacunek dla niej były nieodłącznym elementem codziennego życia.

Po Wiosce oprowadzali nas państwo Lidia i Maciej Włodarczyk, pomysłodawcy i założyciele Indiańskiej Wioski.

Przedstawione tu eksponaty obrazowały życie niewielkiego plemienia Indian Crow (Wrony), którzy zamieszkiwali tereny Montany, Gór Skalistych, Yellowstone i Wielkich Równin przy granicy z Kanadą.

Widzieliśmy w pełni wyposażone tipi - domy Indian mieszkających na prerii. W średniej wielkości tipi mieszkała jedna rodzina. Były one malowane przez swoich właścicieli a przedstawiano na nich wizerunki bitew, polowań a także sceny z wizji i snów.

Podziwialiśmy wierne repliki strojów indiańskich sprzed 200 lat, min. wykonane z tysięcy koralików koszule wojenne, tomahawki, torby z surowej skóry i przedmioty codziennego użytku.

Aby wiernie odtworzyć życie w indiańskiej wiosce, ubrano manekiny w oryginalne stroje. Tworzą one scenki obrazujące fragmenty z życia Indian. Widzieliśmy wojownika palącego "świętą fajkę", kobiety wyprawiające skóry, suknie ślubne i przedmioty używane do polowań ( tomahawki, noże, łuki i strzały).

Szczególnym respektem otaczani "świętą fajkę". Jej drewniana część była misternie dekorowana ogromną liczbą symbolicznych ozdób. W połączeniu z główką wykonaną ze steatytu ( rodzaj czarnego lub czerwono-brązowego kamienia, wydobywanego tylko w jednym miejscu na ziemi - w Górach Czarnych), fajka stanowiła przenośny ołtarz.

Podczas gdy mężczyźni zajmowali się zaopatrywaniem wioski w zwierzynę i zajęciami wojennymi, najtrudniejsze prace należały do kobiet, które przygotowywały skóry, garbowały je, cięły, szyły i misternie ozdabiały. Garbowanie jednej skóry trwało aż 6 dni.

Pośrodku wioski stało Tio-tipi, ogromny namiot zdolny pomieścić nawet 50 osób. Ma 7 metrów wysokości i to tutaj prawie cała wioska zbierała się na wspólne spotkania. Kiedy było ciepło, wszystkie uroczystości odbywały się na środku wioski przy wielkim ognisku, jednak kiedy padał deszcz cała społeczność zbierała się w Tio-tipi. Tu odbywały się ważne spotkania, wspólne tańce i śpiewy, prezentacje wojennych stowarzyszeń.

Ciekawy był również "szałas potu" - mały półokrągły szałas wykonany z wierzbowych gałęzi, pokryty szczelnie skórami i kocami. Przypominał skorupę żółwia. Wewnątrz szałasu wykopany był mały dołek, do którego wkładano rozgrzane kamienie, które polewane wodą tworzyły gorącą parę. Prawdziwa sauna! Po wyjściu z szałasu wojownicy zanurzali się w lodowatej wodzie z pobliskiej rzeki.

Na zakończenie zwiedzania wioski poznaliśmy ceremonię pogrzebową. Po śmierci ciało wojownika ubierane było w najlepsze ubranie, malowane, dekorowane insygniami, zawijane i zaszywane w bizonią skórę. Układano je na drewnianym podeście wzniesionym na czterech pniach. Do tyczki przyczepiano jego tarcze i magiczny woreczek z amuletami.

Przyszła pora na odpoczynek i posiłek.

Po przerwie uczestnicy brali udział w zabawach dzieci indiańskich. Dużo śmiechu wywoływała zabawa "jaszczurki". Polegała ona na zwijaniu przyczepionych na sznurkach jaszczurek. Zwyciężył ten, który zrobił to najszybciej.

Później strzelaliśmy z prawdziwego indiańskiego łuku do tarczy. Kto trafił był z tego bardzo dumny. Zabawa trwała by do wieczora, ale niestety trzeba było wracać.

Żegnamy się z plemieniem Crow i z pięknym koniem, który cały czas podchodził do nas by go pogłaskać i dać mu jabłuszko.

Krakowskiej SKOK

Firmie "Agent"

Helena Grzywacz

Linia
Niepełnosprawność i góry
Kalendarz imprez
kontur (2 kB)
copyright