kontur (2 kB)

"Niech Wiatr gra pieśń o Łemkowyni"
- Beskid Sądecki i Pieniny

Etap 2

16-18 październik 2015 roku

Linia dzien5 (13 kB)
Rozdział XI - Do doliny Wierchomli przez wzniesienia Beskidu Sądeckiego

Jaworzyna Krynicka to najwyższy szczyt na zachodnich krańcach Łemkowszczyzny, ale też największe wzniesienie na całym obszarze Łemkowszczyzny. Znajduje się w Beskidzie Sądeckim, w głównym grzbiecie Pasma Jaworzyny. Dzisiaj Jaworzyna praktycznie cała pokryta jest lasami, tak jak grzbiet ciągnący się na zachód. Niegdyś jednak cały grzbiet pokrywały liczne polany, ciągnące się od Jaworzyny przez Runek aż po Halę Łabowską, na tych polanach i halach wypasali Łemkowie zamieszkujący te okolice. Często były one jedynym źródłem utrzymania łemkowskich rodzin, wysiedlonych stąd po wojnie.

Głównym zajęciem Łemków była uprawa ziemi. Zajmowali się również hodowlą bydła i owiec. Uprawa lichych gleb górskich nie była łatwa. Gleba na skalistym podłożu, w surowym karpackim klimacie nie była urodzajna. Starano się poprawić jej urodzajność poprzez nawożenie lub ugorowanie. Na Łemkowszczyźnie sądeckiej stosowano system „caryny i tołoki”. Polegał on na zamiennej gospodarce na polach: w danym roku tylko po jednej stronie doliny wypasano bydło i owce, traktując pola jak pastwiska (łemk. tołoki), zaś po przeciwnej stronie doliny pola wykorzystywano pod uprawę roślin (łemk. caryna). W kolejnym roku następowała zamiana - pola nawożone przez wypasane zwierzęta przeznaczano pod uprawę, a zwierzęta wypasano na polach wcześniej uprawianych. Był to rodzaj gospodarki dwupolowej, który po I wojnie światowej rozpowszechnił się na Podhalu.

Łemkowskie pola ciągnęły się z doliny niemal po same grzbiety gór. Jednakże na najwyżej położonych polanach śródleśnych dominowała gospodarka pasterska. Prowadzono na niej wypas, ale też pozyskiwano siano. Stały na nich szałasy i szopy, spotykało się niekiedy dobudowaną do nich niewielką część mieszkalną. Najwięcej takich śródleśnych polan było na południowych stokach Jaworzyny Krynickiej i Runka, wznoszących się bezpośrednio nad łemkowskimi dolinami.

niski04 (54 kB)

Ruszamy zatem na grzbiet Jaworzyny. Jest godzina 9.00. Początek naszej wędrówki to Czarny Potok, osiedle Krynicy-Zdroju ulokowane w dolinie Czarnego Potoku. Tutaj, nieopodal dolnej stacji kolejki gondolowej odnajdujemy zielony szlak turystyczny. Szlak ten prowadzi na szczyt Jaworzyny Krynickiej, przechodząc wcześniej obok Schroniska PTTK Jaworzyna Krynicka. Stajemy na szlaku. Droga, którą wiedzie jest grząska. To skutek obfitego deszczu w nocy. Stukot jego kropli odbijanych od okiennych szyb budził nas przed świtem. Martwiliśmy się o dzień, bo padało tak, że nie zanosiło się na szybki koniec. Jednak przestało i jest przyjemnie, choć pod chmurą.

Zielony szlak prowadzi w sąsiedztwie nartostrady schodzącej pod dolną stację kolejki gondolowej z samego wierzchołka Jaworzyny Krynickiej. Grząskość gliniastej drogi szlakowej zniechęca i zachęca do innego wariantu podejścia: prosto w górę trawiastą wycinką nartostrady. Idziemy więc od razu ostro w górę, ale powoli, bez pośpiechu, bo czas nie nagli.

Wagoniki gondoli „suną” w górę i w dół. Szeroka nartostrada daje widoki na dolinę. Zapewne już po tych kilkunastu minutach marszu zobaczylibyśmy szczyty wzniesień znajdujących się po drugiej stronie Doliny Czarnego Potoku, Krzyżową i Holicę, gdyby nie niskie chmury. Powoli jednak tracimy widoczność - im wyżej, tym bardziej giniemy w kondensatach chmury. Mijamy z lewej duży basen z wodą do naśnieżania stoków - konieczność wymuszona ocieplającym się klimatem. Jak dać wiarę góralom, którzy zapowiadają srogą zimę tego roku, wróżąc w kontekście wyjątkowo suchego i wybitnie gorącego lata. Chcielibyśmy przyjechać zimą na Łemkowszczyznę i zobaczyć ją pokrytą białym puchem, który ostatnio zaczyna uchodzić w egzotykę regionu. A może jednak tego roku będzie inaczej i natura obsypie pięknie dróżki, stojące przy nich świerki, a we wsiach cerkwie i chyże.

wierchomla01 (31 kB)

Tymczasem zanurzamy się w bieli chmur. W połowie drogi nartostradę, którą podążamy przecina zielony szlak, który powinien nas prowadzić według pierwotnego planu. Stoi tu drewniany budyneczek stacji wyciągu krzesełkowego, zaś na lewo odchodzi w dół nitka innej nartostrady. Z tą nartostradą dochodzi tutaj czerwony Główny Szlak Beskidzki, najdłuższy górski szlak turystyczny w Polsce, łączący Wołosate w Bieszczadach i Ustroń w Beskidzie Śląskim. Gdzieświerchomla02 (47 kB) na stokach Jaworzyny Krynickiej jest on w półdystansie, między swoim jednym i drugim krańcem. Przewodniki najczęściej wskazują w tym sensie Diabli Kamień, który znajduje się niedaleko przed nami. Szlaki czerwony i zielony łączą się tutaj, i prowadzą nas wspólnie do Diablego Kamienia, zbudowanego z piaskowców ostańca o kształcie dużego grzyba, mającego około 5 metrów wysokości.

Wchodzimy na ciasno zarośniętą ścieżkę. Wygląda jakby mało kto nią nie chodził. Po chwili jednak robi się swobodnie, bo wchodzimy między wysokie drzewa. Szlak nieco podrywa się w górę i po niedługim czasie docieramy pod efektowną skałę. Wygląda jak wybryk natury u schyłku swego istnienia, bo stojący kamień na kamieniu ma niewielką powierzchnię podparcia. To oczywiście Diabli Kamień, który według legendy nie został wyrzeźbiony przez matkę naturę, ale upuszczony przez czarta. A wszystko zaczęło się od dwojga ludzi, rycerza z Muszyny i pasterki z Krynicy, których połączyła szczera, gorąca miłość. Sęk tylko w tym, że on był bogaty, a ona bardzo biedna. Ot i ojciec rycerza za żadne skarby nie chciał się zgodzić na ten związek i wykorzystał pierwszą okazję, ku temu, aby chłopak zapomniał o dziewczynie - wysłał syna na wojnę. Gdy wojna się skończyła ruszył rycerz do domu przez lasy porastające górę, dzisiaj zwaną Górą Parkową. Tam niespodzianie napadli go zbójcy i ogromnie poturbowali. Konał, gdy przechodziła tamtędy ta sama pasterka, którą spotkał przed laty i obdarzył wzajemnie szczerą miłością. Dziewczyna od razu rozpoznała swego ukochanego, zrozpaczona upadła na kolana i zaczęła się gorąco modlić do Matki Boskiej, prosząc o uzdrowienie. I wtedy obok niej trysnęło źródełko. Zadziwiona tym co się stało zaczęła obmywać rany swojego rycerza źródlaną wodą, a rany jego zaczęły się goić. Rycerz ozdrowiał, a ojciec rycerza dowiedziawszy o tym cudownym uzdrowieniu zgodził się na ślub syna z biedną pasterką. Odtąd żyli długo i szczęśliwie, ale to nie koniec historii.

wierchomla03 (27 kB)

Źródełko wciąż biło wodą. Szybko rozeszła się wieść o jej cudownych właściwościach i do źródełka tłumnie zaczęli pielgrzymować chorzy. Istnieje ono po dzień dzisiejszy na Górze Parkowej, zaś w miejscu gdzie klękała uboga pasterka modląc się o uleczenie młodzieńca stoi dziś figura Matki Bożej Łaskawej, ufundowana w 1864 roku przez hrabinę Sewerynę Badeni. Figura stała się wizerunkiem Królowej Krynickich Zdrojów, do której mieszkańcy Krynicy i okolic wnoszą wota wdzięczności za opiekę i uratowanie od chorób. Stoi tu w nienaruszonym stanie. Nawet potężny huragan podczas II wojny światowej jej nie zniszczył, choć połamał wokół niej olbrzymie drzewa. Strzeże źródełka, któremu diabli nawet nie dali rady, bo diabli jak się dowiedzieli o jego życiodajnych właściwościach i uzdrowieniach ludzi, chcieli je zniszczyć . Jeden z nich podjął w Tatrach potężny kamień i zaczął go nieść na Górę Parkową, by cisnąć go w źródełko. Był za szczytem Jaworzyny, gdy nagle kur zapiał. Diabeł przestraszył się upuszczając kamień. Czmychnął gdzieś pośpieszne, a kamień ów leży po dziś dzień tutaj pod szczytem Jaworzyny Krynickiej.

Spod Diablego Kamienia wchodzimy na podszczytowy fragment nartostrady. Wkrótce zielony szlak odchodzi w prawo na drogę dojściową do Schroniska PTTK Jaworzyna Krynicka, zaś czerwony podąża dalej w górę na szczyt Jaworzyny Krynickiej. Jaka nasza decyzja? Jakby miało coś później popadać, to chyba lepiej najpierw zaliczyć szczyt. Szlak czerwony prowadzi zaroślami wzdłuż nartostrady, lecz my korzystamy z szerokiej nartostrady. Dalej w górę i za chwilkę widzimy już rysy budynku górnej stacji kolejki gondolowej. Jeszcze jedna chwilka i godzinie 10.30 stajemy na szczycie Jaworzyny Krynickiej (1114 m n.p.m.).

wierchomla04 (28 kB)

Pięknie byłby widoczny stąd Beskid Niski, Łemkowszczyzna jest z nim przede wszystkim kojarzona, ale widoki skrywają chmury. Jaworzyna Krynicka jest najwyższym szczytem wschodniej części Beskidu Sądeckiego. Pikuje w chmurach niskiego pułapu wiele razy w ciągu roku. Tematem dzisiejszej wędrówki nie są jednak górskie panoramy, ale odszukanie śladów dawnych gospodarzy. Powędrujemy zatem grzbietem pasma w kierunku Runka, lecz wcześniej odpoczniemy i posilimy się w schronisku. Udajemy się do niego rozpoczynając marsz na zachód. O godzinie 10.50 opuszczamy szczyt Jaworzyny Krynickiej. Prowadzącymi wspólnie czerwony i zielonym szlakiem, po kilku minutach, docieramy do rozstaju z odejściem zielonego szlaku do schroniska. Skręcamy w prawo za jego znakami. Schodzimy lasem sukcesywnie w dół pod wierzchołek góry, gdzie na wysokości 1050 m n.p.m. stoi budynek Schroniska PTTK Jaworzyna Krynicka. Wchodzimy do niego o godzinie 11.00.

wierchomla05 (50 kB) wierchomla06 (29 kB)

Pierwsze schronisko na Jaworzynie Krynickiej oddano do użytku w 1937 roku. Tamto jednak nie przetrwało podpalone przez Niemców w 1944 roku podczas obławy na partyzantów. Po wojnie Polskie Towarzystwo Tatrzańskie postanowiło urządzić tutaj najpierw schron turystyczny. Wzniesiono go na fundamentach dawnego budynku gospodarczego, a otrzymał nazwę „Sarenka”. Szybko jednak okazało się, iż schron jest zbyt mały. Nieopodal wzniesiono większy budynek z miejscami noclegowymi, który przez kolejne dekady przebudowywano i rozbudowywano. Ostatnia miała miejsce w 1997 roku.

Nieco poniżej schroniska znajduje się nieduże muzeum turystyki i kultury górskiej. Pożyczamy klucze do muzeum w bufecie schroniska. Schodzimy poniżej budynku schroniska po stromych schodkach. Z lewej mijamy sporą drewnianą figurę przedstawiającą Jana Pawła II, stojącą pod wiatką. Całość tworzy swego rodzaju kapliczkę. Z lewej, na konstrukcji podtrzymującej zadaszenie umieszczony jest cytat wypowiedzi papieża Jana Pawła II: „Zawsze chciałem zatrzymać się przy każdym z osobna, każdego wysłuchać i pobłogosławić, by okazać, że każdy z nich jest przedmiotem bożej czułości.”

wierchomla07 (21 kB)

Muzeum turystyki i kultury górskiej mieści się w niewielkim, drewnianym domku. Wewnątrz oglądamy wystawę przyrodniczą, makietę okolicznych pasm górskich, a także ekspozycję dotycząca dziejów turystyki górskiej w Beskidzie Sądeckim oraz upamiętniającą działaczy zasłużonych dla turystyki: Kazimierza Sosnowskiego, Walerego Goetla i Zygmunta Hetpera.


wierchomla08 (45 kB)

Po zwiedzeniu muzeum oddajemy klucze i wracamy na zielny szlak, a nim podążamy na grzbiet odchodzący od szczytu Jaworzyny Krynickiej, czyli idziemy tą samą drogą, którą tutaj przyszliśmy. Na grzbiecie zielony szlak kieruje się na szczyt Jaworzyny Krynickiej, my zaś kierujemy się w przeciwną stronę tj. na prawo za przechodzącymi tędy czerwonymi znakami Głównego Szlaku Beskidzkiego. Podążamy w stronę Runka.

Grzbiet wciąż zasnuty jest mgłą. Znak rozdroża pod Jaworzyną Krynicką podaje, ze znajdujemy się na wysokości 1070 m n.p.m. Wchodzimy do lasu. W nim zieleń miesza się z barwami jesieni. W nim liście dywanem się ścielą

. Liście jesienne leżą po brzegach dróg,
mieniąc się jedną połową tęczy.
Wyglądają jak rozsypane róże
wszelkich barw

(Maria Jasnorzewska Pawlikowska, „Liście jesienne”)

wierchomla09 (53 kB)

Drzewa strzepnęły już połowę swych liści. Do lasu wpada wiele światła. Nie jest to stary las, aż trudno uwierzyć, że kilkadziesiąt lat temu cały ten grzbiet pokrywały hale pasterskie. Byli tu i żyli ludzie, dzięki którym drzewa nie odrastały tu. Wygnani odeszli, hale zostały zostawione na łaskę przyrody.

wierchomla10 (70 kB)

Wędrujemy szerokim grzbietem. Wokół dominują buki i świerki. Dla buka jest to górna granica występowania w Karpatach. Na tej wysokości jest to jednak strefa trudnych warunków siedliskowych dla tego drzewa. Silne wiatry, niskie zimowe temperatury, częste przymrozki oraz gleba o małej miąższości, to wszystko sprawia, że często przyjmują one tutaj formę krzywulcową, są sękate i powyginane, karłowate, z koroną szeroko rozgałęzioną nad podstawą pnia. To dzięki bukom las przybiera teraz wszelkie możliwe kolory.

wierchomla11 (93 kB)

Świerk pojawił się tutaj po wysiedleniu ludności łemkowskiej, sztucznie nasadzony przez człowieka, gdy hale przestały być użytkowane. Okazało się jednak, że to wiecznie zielone drzewo jest wrażliwe na susze, upały, przymrozki i silnie wiejące wiatry ze względu na słaby system korzeniowy. Trudno jest mu tutaj dorosnąć do buków. Osłabione są atakowane przez kornika drukarza i patogeny grzybowe - hubę korzeniowa i opieńkę miodową. Są stopniowo zastępowane bukami, które są zasadzane w miejscach przerzedzonych.

W miejscach takich pojawiają się jednak inne gatunki drzew, same rozsiewają się na powstałych ubytkach w drzewostanie. Rosną brzoza, sosna, osika, modrzew, wierzba iwa, zacieniając grunt, stwarzając warunki dla sadzonek jodły i buka, bo te lubią ich cień. W okresie dorastania drzewa te potrzebują cienia, szczególnie buki, które gdy dorosną zaszumią nam jak wspaniała pierwotna karpacka buczyna.

wierchomla12 (40 kB)

Około godziny 13.00 przecinamy tereny dawnej polany Czubakowska, leżącej na dość rozłożystej przełęczy. Zarośnięta nie przypomina już niczym terenu wypasowego. Zaczynamy wspinać się na Runka, gdy dostrzegamy to maleństwo. Ma może 15 centymetrów, nie więcej.

Żmija zygzakowata (Vipera berus) to gatunek jadowitego węża. Dorasta przeważnie 90 centymetrów, rzadko więcej. Jest srebrzystoszara, ale spotkać można ją w innym ubarwieniu: brązowym, żółtawym, oliwkowozielonym, niebieskoszarym, pomarańczowym, czerwonobrązowym lub miedzianoczerwonym. Na grzbiecie, od karku do końca ogona ma zarysowaną zygzakiem ciemną wstęgę zwaną „kainową wstęgą”.

Żmiję najłatwiej spotkać, gdy zażywa kąpieli słonecznych, ale ta chyba się zapomniała. Jest połowa października i powinna już zapadać w sen zimowy, zasnąć by zbudzić się w marcu, aby w kwietniu i maju odprawić gody.

Żmija zygzakowata jest jedynym jadowitym wężem żyjącym w Polsce. Budzi powszechny strach, choć tak naprawdę liczba ukąszeń przez nią jest niewielka. Oczywiście spotkania ze żmiją nie można bagatelizować, ale przy odpowiednim zachowaniu pozbawionym gwałtownych ruchów, utrzymaniu odpowiedniego dystansu, możemy przyjrzeć się jej, a nawet sfotografować. Żmija nie jest naszym wrogiem, ani też szkodnikiem, jak niektórzy sądzą. Ocenia swą ofiarę pod kątem możliwości pokarmowych, a człowiek jest zbyt wielki, aby skonsumować go w całości. Jednak ukąszenie jest możliwe gdy damy jej ku temu powód, gdy ją rozdrażnimy, albo pozbawimy możliwości ucieczki.

Gruczoły jadowe żmii zygzakowatej zawierają około 30 mg jadu, a podczas ataku zużywa jednorazowo około 1/5 tej ilości. Taka ilość jadu najczęściej nie stanowi zagrożenia dla życia dorosłego, zdrowego człowieka. Za śmiertelną dawkę uważa się 6,45 mg jadu na kilogram masy ciała. Są jednak wyjątki: u dzieci ze względu na masę ciała, jak też u osób chorych lub będących pod wpływem alkoholu, ukąszenie może być rzeczywistym zagrożeniem dla życia. Niebezpieczne są również ukąszenia w twarz lub szyję, z uwagi na szybkie przemieszczenie się jadu do krwiobiegu.

Ukąszenie żmii zygzakowatej początkowo nie boli, dopiero po kilkunastu minutach pojawia się opuchlizna i ból miejsca ukąszenia, a także duszności i zawroty głowy. Co w takiej sytuacji najlepiej robić? Nie wolno wysysać rany po ukąszeniu, ani jej nacinać. Przede wszystkim trzeba możliwie szybko zgłosić się do lekarza, który może zaaplikować surowicę powstrzymującą działanie toksyn jadu. Należy przy tym zachować spokój, nie popadać w panikę, gdyż wzrost tętna powoduje szybsze rozprzestrzeniane się jadu w krwiobiegu.

wierchomla13 (74 kB)

Zostawiamy maleństwo i podchodzimy grzbietem łagodnie wznoszącym się ku szczytowi Czubakowskiej. Osiągamy go o godzinie 13.20. Jego nazwa pochodzi od polany Czubakowska. Czubakowska, zwana też Runkiem Czubakowskim (1084 m n.p.m.) znajduje się około 340 metrów na południe od szczytu Runek. Od wschodu przychodzi tutaj niebieski szlak z Krynicy-Zdroju, który będzie nas kierował do Bacówki PTTK nad Wierchomlą. Przez niedługi czas biegnie jeszcze wspólnie z czerwonym szlakiem. Przechodzimy przez Runek (1085 m n.p.m.), którego nazwa pochodzi najprawdopodobniej od rumuńskiego runc oznaczającego polanę po wypalonym lesie. Zaraz za szczytem Runek (1085 m n.p.m.) czerwony szlak odchodzi w prawo, zdążając dalej grzbietem pasma na Halę Łabowską, a potem do Rytra, i jeszcze dalej aż do Ustronia w Beskidzie Śląskim, jak przystało na najdłuższy górski szlak w Polsce.

wierchomla14 (140 kB)

Niebieski szlak za szczytem Runka odchodzi z głównego grzbietu Pasma Jaworzyny Krynickiej na lewo. Wchodzimy na boczny grzbiet, który stopniowo obniża się. O godzinie 13.50 wychodzimy z lasu na rozległą halę, pokrywającą kopulaste wzniesienie. To Polana Gwiaździsta, pierwsza z ciągu polan na tym bocznym grzbiecie, która nie zarosła lasem. Te polany są koszone, dlatego przetrwały od łemkowskich czasów do dzisiaj. Ścieżka szlaku zakręcając na południowy zachód obchodzi halny wierzchołek wzniesienia. Wchodzi z powrotem do lasu, ale nie na długo, bo już po 15 minutach wychodzimy na kolejną polanę - polanę nad Wierchomlą.

wierchomla15 (66 kB)

Polana nad Wierchomlą zajmuje partie grzbietowe oraz zachodnie stoki grzbietu opadające do doliny Wierchomlanki. Dawniej stoki te były pokryte zarówno pastwiskami, jak i polami uprawnymi mieszkających tu Łemków. Przed wojną wśród tych pól i pastwisk stało kilkanaście chyży łemkowskich, należących do wioski Wierchomla Mała. Wierchomla Mała leży do dziś w dolinie widocznej przed nami. Wioska ta po wysiedleniach Łemków w 1947 roku została zasiedlona przez ludność polską, ale napływowa ludność skupiła się w samej dolinie. Stojące wyżej domy zniknęły. Jedynie stare drzewa owocowe można jeszcze gdzieniegdzie dostrzec, stojące w spadku po Łemkach. Czasem można natknąć się na resztki fundamentów dawnych domów.

wierchomla16 (124 kB)

Na Polanie nad Wierchomlą, na wysokości 895 m n.p.m. stoi schronisko - Bacówka nad Wierchomlą. Z pewnością również w niej zapisana jest jakaś łemkowska historia, bowiem mieści się ona w przebudowanym spichlerzu, przeniesionym z łemkowskiej wsi Złockie. Bacówka nad Wierchomlą dzięki swemu położeniu znana jest z pięknej, rozległej panoramy na Pasmo Radziejowej, Góry Lubowelskie i Tatry, słynie również z gościnności i smakowitej kuchni. Napis nad wejściem do bacówki informuje nas, że „Dotarłeś do celu!”, zaś powyżej na podwieszonym kawałku drewna czytamy „Odnalazły się marzenia, które włożyłem kiedyś do dziurawej kieszeni (Sted)”. Wchodzimy do środka.

Nie ma nikogo prócz nas w bacówce. Piękny październikowy dzień wyciąga ludzi na jesienne spacery. Też nie zamierzamy długo gościć w miłych tutejszych progach. Mała kawa i szarlotka na przeszklonej werandzie, tylko tyle, ale przed jakże przepięknym pejzażem. Nie widać dzisiaj Tatr, nie widać Pasma Radziejowej i właściwie Gór Leluchowskich również, ale to co widać rozpromienia zmysły. Przed nami nader malownicze górki, same w sobie emanują niezwykłą estetyką, ale w pakcie z jesienią oszałamiają barwnością.

Jak nie kochać jesieni, jej babiego lata,
Liści niesionych wiatrem, w rytm deszczu tańczących.
Ptaków, co przed podróżą na drzewach usiadły,
Czekając na swych braci, za morze lecących.

Jak nie kochać jesieni, jej barw purpurowych,
Szarych, żółtych, czerwonych, srebrnych, szczerozłotych...

(Tadeusz Wywrocki, „Jak nie kochać jesieni...”)

Cudowna złota jesień nastała w górach Beskidu Sądeckiego. Kłęby chmur przesuwają się górą, lecz dolina Wierchomlanki jakby uprzywilejowana jaśnieje opromieniona słońcem. W jakiś nieprawdopodobny sposób jego promienie przedostają się tam, ale wczoraj miejscowi powiadali, że tam pogoda jest zawsze inna niż gdzie indziej, i inna niż prognozy, które w ogóle tam się nie sprawdzają.

wierchomla17 (70 kB)

Jesteśmy na tyłach naszej grupy. Cześć turystów zeszła już do doliny, do naszej bazy wypadowej. O godzinie 14.40 sami zaczynamy zejście czarnym szlakiem. Niebieski szlak, którym wcześniej podążaliśmy biegnie dalej na południe ku szczytowi Pustej Wielkiej (1060 m n.p.m.), przecinając malownicze polany. Czarny szlak zaraz odchodzi na zachodnie zbocze grzbietu. Schodzi polaną, potem skrajem zagajnika, oprowadza po terenie, gdzie kiedyś stały łemkowskie domy. Być może szlak ten prowadzi ścieżką, która i w tamtym czasie była już wydeptana

. wierchomla18 (113 kB)wierchomla19 (63 kB)wierchomla20 (44 kB)

Nagle chmury nad nami dziurawią się i cała polana po której depczemy zażywa słonecznej kąpieli. Uśmiech maluje się na naszych twarzach. Chcielibyśmy unieść się wyżej, może nawet wrócić z powrotem na grzbiet. Rozglądamy się dookoła, gdzie wciąż kłębią się chmury. Wobec rozjaśnionej zieleni łąki chmury nabrały złowrogiego kontrastu, są szarobure, naleciałe purpurowym fioletem. Nie wyglądały tak wcześniej, nawet wtedy, gdy zupełnie przysłaniały one błękit nieba.

wierchomla21 (74 kB)

Wchodzimy w zagajniki, a po chwili na zabagnioną polankę. Płynie tędy strumyczek, jeden z tych źródliskowych potoku Wierchomlamki. Rośnie tu kilka starych drzew owocowych i wiele iglastych samosiejek, mniej liściastych. Za polaną dróżka wchodzi do lasu, schodząc ostrzej w dół. O godzinie 15.15 opuszczamy las. Wchodzimy na szutrową drogę, a chwilkę potem przekraczamy bród Wierchomlanki. Nieco dalej, przy pierwszych zabudowaniach Wierchomli Małej szutrowa droga przechodzi w asfaltową. Kilka minut później o godzinie 15.30 docieramy do Chaty pod Pustą, położonej w głębi doliny, wypełnionej ożywczym powietrzem i wspomnieniem po Łemkach.

wierchomla22 (149 kB)wierchomla23 (107 kB)

Znajdujemy się w głębokiej dolinie, miejscu sprawiającym wrażenie magicznego, odseparowanego od znanego nam na co dzień świata. Wchodzi w skład Popradzkiego Parku Krajobrazowego, jednego z najstarszych parków krajobrazowych w Karpatach. Ten niezwykły zakątek Polski zachwyca o każdej porze roku, a szczególnie teraz kiedy przyroda pomalowała go mnogością barw.

Rozdział XII - Wierchomlia

Słońce schowało się już za grzbiety gór. Dolinę ogarnia zmierzch. Miesza się czerń z szarówką. W tej ciszy wieczornej w sercu pojawia się nostalgia, skłaniająca do refleksji dnia, ale też czasów odleglejszych.

Dolina Wierchomlanki była już zasiedlona, gdy w 1595 roku przeprowadzono lokowanie Wierchomli Wielkiej na prawie wołoskim. Fundamentem tej lokacji była istniejąca ludność, etniczny konglomerat skupiających cechy polskie, ruskie i słowackie, a także wołoskie, bowiem w XV wieku do Beskidu Sądeckiego zaczęli docierać pasterze wołoscy.

Najprawdopodobniej to właśnie ten konglomerat dał początek Łemkowszczyźnie, jak wielu badaczy uważa. Wierchomla (łemk. Wierchomlia) była wówczas wsią łemkowską, położoną na granicy Łemkowszczyzny, bowiem za grzbietem górskim na północnym zachodzie leżała Łomnica-Zdrój, wieś zamieszkała wyłącznie przez ludność polską.

Osadnictwo w dolinie szybko zaczęło przemieszczać się w najwyższe partie doliny, a nawet sięgać grzbietu górskiego od Runka po Pustą Wielką. W 1601 roku w głębi doliny lokowana została Wierchomla Mała, zwana wtedy Wierchomlą Księżą gdyż stanowiła część muszyńskiego państwa należącego do biskupów krakowskich. Zostawmy jednak na chwilę Wierchomlę Małą. Wrócimy do niej później i coś opowiemy o niej zanim udamy się na nocny spoczynek. Przemieśćmy się do Wierchomli Wielkiej. W Wierchomli Wielkiej Łemkowie już nie mieszkają, no może poza kilkoma, nielicznymi rodzinami, które zdecydowały się tutaj powrócić po wysiedleniach. Do dzisiejszego dnia rodziny te zdążyły jednak silnie zasymilować się z ludnością polską, która napłynęła tutaj po wojnie. Po Łemkach pozostały właściwie tylko świadectwa. Do najważniejszych zaliczyć należy dawną cerkiew grekokatolicką pw. św. Michała Archanioła z 1821 roku wraz z przylegającym starym cmentarzem. Sylwetka tej świątyni jest nietypowa, prosta, bez silnie wyodrębnionych wież. Wieńczą ją niewielkie wieżyczki. Została zbudowana w układzie trójdzielnym, choć bryła zewnętrzna tego nie uwypukla.

Tymczasem dolinę pochłonął już wieczorny mrok. Szklisty sierp księżyca uwidocznił się na południu. Z cerkiewnych okien wydobywa się światło padające na trójramienne nagrobne krzyże. W świątyni kończy się różaniec. Wchodzimy do jej wnętrza. Rozpoczyna się msza święta. Od 1947 roku w cerkwi odprawiana jest w obrządku rzymskokatolickim.

wierchomla2-01 (68 kB)

Wnętrze cerkwi wydaje się być większe, niż mogłoby to wynikać po ocenie zewnętrznych gabarytów budynku. Emanuje wyczuwalnym ciepłem, wyczuwalnym nie tylko w duchu, ale całym ciałem. Ozdobione jest polichromiami z XIX wieku, odnowionymi w 1928 roku.

Uwagę skupia okazała, bogato i misternie rzeźbiona ściana ikonostasu z XIX wieku. Oddziela ona prezbiterium i nawę, a tym samym jest granicą między światem realnym i duchowym, niejako rozgraniczającym świat ziemski - profanum, od świata boskiego - sacrum. Przejście z jednego świata do drugiego umożliwiają carskie wrota wkomponowane w środkową część ikonostasu. Wrota te zwane są Bramą Królewską, czy też Świętą Bramą lub Świętymi Wrotami. Przez carskie wrota mógł przechodzić jedynie kapłan sprawujący liturgię. Tylko w niektórych momentach nabożeństw mógł z nich skorzystać również diakon. Dla diakonów, osób pomagających w sprawowaniu nabożeństwa przeznaczone były boczne wrota zwane diakońskimi.

wierchomla2-02 (72 kB)











wierchomla2-03 (20 kB)

Wrota carskie ozdobione są ikonkami przedstawiającymi czterech ewangelistów. Łatwo ich możemy rozpoznać po atrybutach: człowiek stoi za św. Mateuszem (ikona górna na lewym skrzydle wrót,) byk za św. Łukaszem (ikona dolna na lewym skrzydle), lew przy św. Marku (ikona górna na prawym skrzydle), orzeł nad św. Janem (ikona dolna na prawym skrzydle). Na carskimi wrotami znajduje się niewielki mandylion przedstawiający chustę z odbitym wizerunkiem twarzy Chrystusa, przesłaną Abgarowi V Ukkama bar Ma'nu, królowi Edessy, by go uzdrowić z trądu. Na wrotach diakońskich mamy wizerunki męczenników: z lewej św. Szczepana, a z prawej św. Wawrzyńca.

W dolnej części ikonostasu, na wysokości wrót znajdują się cztery ikony namiestne. Po lewej stronie wrót carskich widzimy Matkę Boską z Dzieciątkiem, zaś po prawej Chrystusa. Skrajne ikony namiestne zwykle przedstawiają świętych szczególnie czczonych. W wierchomlańskiej cerkwi nie jest inaczej i z lewej mamy św. Mikołaja w biskupiej szacie, a z prawej patrona świątyni św. Michała Archanioła.

Powyżej mamy rząd małych ikon wyobrażających kolejne święta roku liturgicznego, 12 ikon świątecznych zwanych prazdnikami. W rzędzie tym wyeksponowano ikonę „Ostatnia wieczerza”, na znak jej odnowienia we mszy świętej. Jest ona większa i znajduje się w środku na carskimi wrotami.

wierchomla2-04 (100 kB)

Powyżej prazdników mamy kolejny rząd ikon przedstawiających apostołów. Między nimi centralne miejsce zajmuje Deesis, na którym przedstawiono siedzącego na tronie Chrystusa - Zbawiciela Świata (łac. Salvator Mundi), ubranego w strój arcybiskupi i koronę, który w lewej ręce trzyma jabłko królewskie zaś prawą błogosławi. W najwyżej położonym rzędzie ikony przedstawiają patriarchów i proroków starotestamentowych. Szczyt ikonostasu wieńczy krzyż z ukrzyżowanym Chrystusem.

wierchomla2-05 (58 kB)

Carskie wrota prowadzą wprost do prestoła okrytego specjalną szatą. To najważniejsze miejsce w świątyni, na którym stoi tabernakulum. W cerkwiach tabernakulum przyjmuje kształt budowli świątynnej.

wierchomla2-06 (41 kB)

Wracamy do nawy. We wnętrzu cerkwi znajdują się również cztery ołtarze boczne przedstawiające: św. Barbarę, Opiekę Matki Bożej, świętych Cyryla i Metodego oraz patronów Rusi świętych Włodzimierza i Olgę. Występowanie ołtarzy bocznych jest charakterystyczne dla cerkwi położonych na zachodnich krańcach Łemkowszczyzny, podobnie jak ambon. Jest to efekt przenikania wpływów rzymskokatolickich do świątyń grekokatolickich, leżących w dobrach biskupstwa rzymskokatolickiego, a do takich zaliczało się dawne Państwo Muszyńskie. W innych częściach Łemkowszczyzny ołtarze boczne i ambony w cerkwiach są spotkane bardzo sporadycznie. Tym właśnie wyróżniają się cerkwie na zachodnich krańcach Łemkowszczyzny od tych położonych głębiej Łemkowszczyzny. Cerkiew św. Michała Archanioła w Wierchomli Wielkiej jest jedną z ciekawszych w okolicy.

wierchomla2-07 (35 kB)

Pani Iwona Bołoz, kustosz i nasz przewodnik po cerkwi przeprowadza nas jeszcze na cmentarz, ogarnięty mrokiem. Stoją tu jeszcze stare łemkowskie krzyże cmentarne wieńczące nagrobki Łemków, których stąd nie wygnano. Wieczne im odpoczywanie. Przechodzimy obok kamiennej dzwonnicy parawanowej z XIX wieku. Ma kształt potrójnej arkady, w której wiszą trzy dzwony.

W sąsiedztwie dzwonnicy, po drugiej stronie alejki znajduje się nieco zniszczony nagrobek rodziców Wołodymyra Chylaka (ukr. Володимир Хиляк), jednego z najbardziej znanych pisarzy łemkowskich, znanego również pod artystycznymi pseudonimami: Jeronim Anonim, W.Nielach, Ja-sam, Quidam, Łemko-Semko, Niekij. Urodził się tutaj w Wierchomli w 1843 roku w rodzinie parocha. Jako pierwszy zaczął tworzyć w dialekcie łemkowskim, a jego twórczość odegrała znaczną rolę w procesie kształtowania się łemkowskiej tożsamości. Pisał artykuły i eseje poświęcone problemom społecznym, jak i zagadnieniom etnograficzno-historycznym. Pisał powieści, opowiadania, wspomnienia, szkice etnograficzne i bajki. Często przedstawiał w nich krzywdy wyrządzone łemkowskiej ludności przez polską szlachtę, np. konfederatów barskich w swojej najpopularniejszej powieści pt. „Szybienicznyj Wierch”.

W pobliżu jest też nowy grób innego łemkowskiego pisarza Michała Żrołka. W roku 2004 był konsultantem na planie filmu Krzysztofa Krauze pt. „Mój Nikifor”. Zmarł tego samego roku pierwszego grudnia, w wieku siedemdziesięciu lat. Michał Żrołka znany jest ze swoich „Opowieści łemkowskich”, dokumentujących dawne tradycje i obyczaje łemkowskie oraz trudny los Łemków w okresie powojennym. Są to opowieści oparte na jego własnych przeżyciach i wspomnieniach. Sam po wojnie wraz z rodziną został przesiedlony podczas akcji „Wisła” do zielonogórskiego. wierchomla2-08 (23 kB)Po latach wrócił do Wierchomli, próbował odnaleźć swoją rodzinną chyże, ale na darmo - ponoć rozebrano ją, przeniesiono w inne miejsce i poskładano. Z ziemi gdzie mieszkał zniknęły jego najpiękniejsze wspomnienia z dzieciństwa. Ugory pokryły ziemie, która kiedyś go żywiła, zniknęły z niej nie tylko łemkowskie chaty, ale też tradycje i obyczaje. W swoim pamiętniku „Ja. Łemko” napisał o przededniu tamtego tragicznego czasu: „Ojciec ciężko pracował w kamieniołomie, by zbudować dom - po łemkowsku: chyżę. Rósł przy nim jawor, grusza, jabłoń, a za nim był duży sad. W Wigilię, zgodnie ze starym zwyczajem, ojciec zbliżał świecę do belki w powale: kiedy jej płomień kierował się ku oknu, znaczyło to pomyślny rok, kiedy zaś skłaniał się ku drzwiom, zapowiadał czyjąś rychłą śmierć. W tamtą Wigilię ogieniek wskazał drzwi. Wkrótce zmarła matka. A wioskowy wariat zaczął biegać po lesie wieszcząc koniec Wierchomli, która - jego zadaniem - miała przestać istnieć. Nie mylił się. Po tamtej pamiętnej Wigilii, w styczniu 1947 roku przyjechali żołnierze i przymusowo wysiedlili Łemków z ich ponad 175 wsi rozrzuconych w Karpatach.”

Jest już sporo po dziewiętnastej. Opuszczamy cerkiewny teren w Wierchomli Wielkiej. Żegnamy się z panią Iwoną i dziękujemy za spotkanie i oprowadzenie. Wracamy w głąb doliny Wierchomlanki. Wierchomla Mała, tam zamieszkaliśmy na te trzy dni pobytu na zachodnich krańcach Łemkowszczyzny - „Chata pod Pustą” uroczy ośrodek powstały w oparciu o budynek dawnej szkoły, która po wojnie zamarła. Po wysiedleniach Łemków przybyło tu kilkunastu polskich osadników, niewielu w porównaniu do przedwojennych 55 gospodarstw. Szkoła nie była potrzebna, urządzono w niej schronisko, najpierw studenckie, potem ośrodek wczasowy Huty im. Lenina, a dzisiaj rozbudowany funkcjonuje jako wspaniały ośrodek wypoczynkowy. Po dawnej szkole pozostał jeszcze widoczny ganeczek od strony południowej, dawnych mieszkańców, właścicieli tutejszych pastwisk upamiętniono nazwami wyciągów orczykowych stacji narciarskiej „Dwie Doliny” - Frycek, Płatek, Toczek, Fiedor.

Na nocnym niebie gwiazdy zabłysnęły. Śpiewamy przy ognisku wspominając łemkowską nutę. Przypomina nam ona czas miniony, czas Łemków. Jakby to było, gdyby nie było tamtych wysiedleń... pewnie siedzieli byśmy teraz przy ognisku z Łemkami, opowiadali historie, my o swoich stronach, a oni o swoich. Dzisiaj możemy zanucić pieśń:

Там на Лемковині помежде горами,
Было сой селечко зване Поланами.

Чом тото селечко Поланами звали?
Бо межде лісами пола карчували.

Лісы карчували, пола управлали,
А над поточками леник пристеряли.

Леник пристеряли гвечер до місячка,
Молоденькы хлопці и шварны дівчатка.

А як пристеряли, красьні сой сьпівали,
Аж ся доокола горы розлігали.
wierchomla2-09 (66 kB) dzien6 (13 kB)
Kliknij aby przejść na relację z szóstego dnia Linia
Pełna relacja w .pdf
Linia Powrot
copyright