kontur (2 kB)

Lwów

22-24 kwietnia 2016 roku

Linia
Kierownik wycieczki: Jacek Wiechecki
Linia Lwów
Lwów

W dniach 22-24 kwietnia miałem okazję po raz pierwszy w moim niecnym życiu odwiedzić Lwów. Miasto jest przepiękne, choć pełne kontrastów. Z jednej strony pałace, kościoły i cerkwie ociekające złotem a z drugiej żebracy proszący o choćby najskromniejsze datki. Zabytki robią wrażenie, nawet na tych, którzy zupełnie nie ekscytują się perłami architektury. Jak na trzy dni to udało nam się sporo zobaczyć.

Zaczęliśmy w piątek od słynnej opery lwowskiej. I choć niejednemu na widowni przymknęło się nieraz oko to warto było być tu i teraz i w tym towarzystwie. Trzeba zaznaczyć, że poza przedstawieniem warto zobaczyć od wewnątrz sam budynek, który jest bliskim kuzynem krakowskiego Teatru Słowackiego.

Sobota to całkiem intensywny tour po lwowskiej starówce. Widzieliśmy tak dużo, że nie jest łatwo teraz to chronologicznie sobie poukładać. Zapamiętałem szczególnie Bazylikę archikatedralną Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, Katedrę Ormiańską, Pałac Potockich i żydowską knajpę, w której koniecznie trzeba się targować po otrzymaniu rachunku. Od razu przypomniał mi się "Żywot Briana"usmiech (1 kB).

W sobotni wieczór nasi organizatorzy mile nas zaskoczyli zapraszając nas na uroczystą kolację, w trakcie której złożono życzenia trzem solenizantom (w tym mojej skromnej osobie). Jak wiadomo towarzystwo jeżdżące z PTTK czy PTT jest raczej imprezowe, więc zabawa była przednia. Skończyliśmy w knajpie w środku miasta, a niektórzy jeszcze zarządzili „extra time” w pokojach.

Pobudka w niedzielę do najprzyjemniejszych nie należała, ale daliśmy radę. W końcu kto jak nie my. Ostatecznie pomógł nam spacer na Kopiec Unii Lubelskiej, z którego można podziwiać panoramę Lwowa. Ostatni akord naszego wyjazdu to chwile zadumy na cmentarzach Łyczakowskim oraz Orląt Lwowskich. Obawiałem się załamania pogody w niedzielę, ale nic takiego nie miało miejsca. Przy ładnej, choć dość chłodnej aurze mogliśmy zobaczyć groby takich znanych rodaków jak Gabriela Zapolska, Maria Konopnicka czy Artur Grottger. Duże wrażenie zrobił cmentarz Orląt Lwowskich, który w przeszłości jedynie słuszne władze ZSRR zamieniły w wielkie wysypisko śmieci. Każdego chyba poruszył widok świeżych mogił młodych ukraińskich żołnierzy, którzy niestety cały czas giną we wschodniej części kraju.

Mieliśmy szczęście mieć świetną przewodniczkę, która nie tylko pokazała nam najciekawsze miejsca we Lwowie, ale miała również do opowiedzenia mnóstwo ciekawych historyjek wiążących się bardziej lub mniej bezpośrednio ze zwiedzanymi obiektami.

Wyjazd był zorganizowany przez Hutniczo-Miejski Oddział PTTK w Krakowie (konkretnie Klub Górski Wędrowcy) i trzeba przyznać, że było naprawdę profesjonalnie. Hotel zlokalizowany praktycznie w centrum miasta. Warunki bardzo przyzwoite jak na ukraińskie standardy. Drobne zastrzeżenie – jeśli lubicie musztardę czy ketchup do śniadania to musicie je zabrać ze sobą. Po prostu nie maja takich rzeczy i już.

Rozpiętość wiekowa uczestników naszego wyjazdu była naprawdę spora, ale nikomu to nie przeszkadzało. Grupa okazała się być całkiem zgrana. Pozdrowienia dla tych, których znam od dłuższego czasu i dla tych których miałem przyjemność poznać na tym wyjeździe. Pewnie jeszcze nie raz się spotkamy na kolejnych wyprawach...

Wojtek

lwow02 (60 kB)

Lwów 22 – 24 IV 2016

Od jakiegoś czasu po głowie „chodził” mi Lwów, bardzo się więc ucieszyłam gdy dowiedziałam się o planowanej wycieczce do Lwowa. A do tego organizował ją mój klub „Wędrowcy” oczywiście. Już wiem, że musi być fajnie i w miłym towarzystwie. Wyjazdem byłam tak podekscytowana, że mój entuzjazm udzielił się innym i pojechało ze mną jeszcze 4 osoby. Trzy dni to stanowczo za mało na zwiedzenie wszystkiego, ale też na tyle dużo, aby się we Lwowie zakochać. Wiem, że jeszcze tu wrócę, w końcu nie tylko górami człowiek żyje.

Nie będę tu opisywać co zwiedzaliśmy, bo to można przeczytać w planie wycieczki, jak również z naszych fotek (prześlę jutro). A plan zrealizowaliśmy w całości, a nawet ponad. Bo miało być tylko zwiedzanie Opery Lwowskiej, a byliśmy też na spektaklu. Zarówno opera, pałace jak i cerkwie czy kościoły ociekają bogactwem, złotem jednym słowem przepychem, a z drugiej strony widać straszną biedę. Mimo tych kontrastów Lwów czy Lviv to piękne miasto, godne polecenia. Wiem jedno zwiedzać powinno się z przewodnikiem. Gdyby nie Oksana nasza przewodniczka, która nie tylko pokazała nam najciekawsze miejsca, ale również miała dla nas bardzo dużo ciekawych historyjek związanych z nimi i nie tylko.

A po kolacji kto chciał szedł z nami na nocne zwiedzanie miasta. Mieszkaliśmy w hotelu „Lwiw” w samym centrum Lwowa. Taka lokalizacja to po prostu bajka. Wszędzie blisko. Lwów bardzo przypominał mi Kraków, więc czułam się jak u siebie. Nocą obydwa miasta wyglądają przepięknie, w dzień zresztą też.

Dziękuję organizatorowi Jackowi Wiecheckiemu za profesjonalną organizację wycieczki. Towarzyszom za stworzenie miłej atmosfery i …..

…. do zobaczenia …. do następnego …

Ula

lwow03 (84 kB)

Jedwabista wycieczka jedwabista ekipa, podziękowania dla Hutniczo-Miejskiego oddziału PTTK w Krakowie, podziękowania dla Wielkiego Mistrza Zakonu Wędrowców Jacka W. Podziękowania dla wspaniałych uczestników za klimat, humor, pozytywną energię..

Bogdan

lwow04 (78 kB)

Podziękowania dla wszystkich uczestników wycieczki za stworzenie wspaniałej atmosfery, wspólnie spędzony czas oraz wspaniałą zabawę….

Jacek

Linia

W dniach 22 – 24 kwietnia Klub Górski "Wędrowcy" pod wodzą Jacka Wiecheckiego zorganizował wycieczkę „do dawniej polskiego” naszego pięknego Lwowa.

Nie dało nam się punktualnie o godzinie szóstej rano odjechać z Alei Solidarności gdyż krakowskie korki, spowodowały, że dwie nasze koleżanki nieznacznie się spóźniły.
Udało się jednak uff... granicę pokonaliśmy sprawnie i około godziny 14 z minutami mogliśmy już cieszyć nasze oczy miastem Lwów.

Niestety dojazd do hotelu o wdzięcznej nazwie Lwów był ponad siły naszego sprawnego kierowcy. Ciasne, wąskie uliczki, do tego wszędzie zaparkowane samochody, zmusiły naszego kierowcę do akrobatycznych wyczynów. Nasi silni Panowie musieli dla dobra nas wszystkich przenieść jeden z samochodów na chodnik.

Po tych emocjach szczęśliwie zakwaterowaliśmy się w hotelu, gdzie przez kolejne dni zadziwiała nas wysoka i sprawna jakość obsługi i niezwykle mili oraz sympatyczni kelnerzy.

Piątkowe popołudnie spędziliśmy na zwiedzaniu i udziale w przedstawieniu Natałka Połtawka w Operze Lwowskiej Lwowski Narodowy Akademicki Teatr Opery i Baletu im. Salomei Kruszelnickiej, – teatr we Lwowie zaprojektowany został przez prof. Zygmunta Gorgolewskiego. Jest to nie tylko dzieło sztuki architektonicznej, ale także rzeźby i malarstwa, o czym naocznie się przekonaliśmy.

Tak minął dzień pierwszy – piątek.

Kolejnego dnia, organizator naszej wycieczki Jacek zaplanował dla nas istny maraton po lwowskich zabytkach. Opowieści uroczej pani przewodnik Oksany koiły ból naszych stóp umęczonych wędrowaniem.
Całą sobotę wędrowaliśmy wzdłuż i wszerz Lwowa całkiem podobnego do naszego miasta Krakowa. Z moich obserwacji Lwów nierozerwalnie związany był z naszym miastem, wiele wspólnego mają te dwa miasta Kraków i Lwów.
Duże wrażenie zrobił na nas śpiew w cerkwi, która emanowała bogactwem i przepychem.
Odnajdowaliśmy polskie ślady na tej lwowskiej ziemi, których jest tutaj bez liku, polskie kościoły, szkoły, napisy na murach, sklepy.
Ślady polskości najlepiej zobaczyliśmy na Cmentarzu Łyczakowskim i Orląt Lwowskich.
Do dzisiaj nie mogę dojść do siebie "Nasze to miasto, a nie nasze".

Wieczorna kolacja z tańcami, kiedy bawiliśmy się wszyscy do późnych godzin nocnych , była niespodzianką naszego pilota. Trudno było otworzyć oczy kolejnego dnia, a tu przed nami wejście na Kopiec Unii Lubelskiej, oj ciężko było, ciężko. Kopiec na wzór naszego Kopca Kościuszki, a roztacza się z niego panorama miasta i widok na Roztocze.

Nie obyło się bez zakupów, które wszyscy poczyniliśmy, i przyszedł czas na rozstanie z pięknym miastem Lwowem.

W miłej, wesołej atmosferze, którą trochę zepsuło nam oczekiwanie dwugodzinne na granicy, wróciliśmy wieczorem do domów. Czas biegł na wycieczce szybko, pozostał żal, w pamięci pozostanie na zawsze to „Nasze nie nasze miasto Lwów”.
Bardzo dziękuję za wszystkie wspaniałe osoby przeze mnie poznane na wycieczce, za klimat i śpiewy z gitarą, które przybliżały mnie do przeżytych kiedyś dawno temu chwil.

Renata

Linia
Relacja fotograficzna - Wojtek Krztoń
Relacja fotograficzna - Ula Gącik
Relacja fotograficzna - Danuta Żuchowicz
Relacja fotograficzna - Bogdan Siewniak
Relacja fotograficzna - Jacek Wiechecki
Linia Powrot
copyright