kontur (2 kB)

REFLEKSJE RAJDOWE

Linia

45 Centralny Rajd Hutników, już za nami, ale na długo pozostanie w naszej pamięci. Beskid Niski przywitał nas piękną pogodą i urokliwymi krajobrazami. Wielu z nas nie ma na co dzień czasu i możliwości wędrowania po szlakach, ale Centralny Rajd to wydarzenie, które obowiązkowo trzeba zaliczyć i "przegonić" buty, po roku codziennej prozy życia. Jeszcze do tego, gdy ma się taką możliwość wędrowania z dwoma świetnymi organizatorami znanymi wszystkim z koła PTTK przy Zakładzie Stalownia jako "Januszki", to nic nie może być pilniejszego i ważniejszego jak pakować torby, plecaki i ruszać z nimi na wyprawę. Co roku świetne humory, zgrana paczka i dobra organizacja jest widoczna od początku podróży, towarzyszy temu turystyczny śpiew uczestników "wesołej stalowniczej braci".

Gdy w piątek rano ruszyliśmy na wędrówki, zdobywać szczyty "Magury" i "Diabli Kamień", nie wiedzieliśmy, że wygraliśmy z tymi, co zostali w ośrodku jako nieliczni, bo zaznaczyć trzeba, że nasi przewodnicy, znani są z tego, że jak zapowiadają trasę na 7 godzin to trzeba liczyć 9 z hakiem. Czasami człowiek wraca padnięty i zmęczony, ale szczęśliwy. Tym razem to my ze szlaku wróciliśmy wypoczęci, trasy turystyczne były "lekkie, łatwe i przyjemne". Las ochronił przed żarem z nieba, śpiew ptaków ukoił nerwy, a cisza i spokój otaczającej przyrody dała wytchnienie od codzienności.
Po powrocie obiadokolacja, którą trzeba wydać i sprzątanie w kuchni, zależnie od dyżuru, bo w tym roku warunki były "naprawdę" rajdowe. Ale może to była ta nutka dekadencji, która spowodowała, że ten rajd pozostanie na długo w naszej pamięci, czuliśmy się jak prawdziwi turyści, a do tego można się było sprawdzić i zdobyć "odznaki" turystyczne.
Jeszcze trening piosenki, przymierzanie kostiumów, rozdawanie ról i dopracowywanie szczegółów przed najważniejszym dniem w Rajdzie - spotkaniem na mecie z innymi drużynami. Jak zwykle profesjonalnie przygotowany program artystyczny, piosenka ułożona na potrzeby programu i dobre humory "amatorów" aktorów zadziwiły wszystkich obecnych na mecie w O.W. Cukrownik w Wysowej. Dobra zabawa, piknik i wspólne biesiadowanie "Hutniczej Braci" okazały się najważniejsze, bo nie puchary i laury są nam potrzebne w tym zwariowanym świecie. Są drużyny, które tylko po to przyjeżdżają ,ale w naszych hutniczych sercach nie da się ducha rajdowego rozmienić na drobne.
Ale wszystko co dobre to się szybko kończy i tym razem, trzeba było po spokojnych spacerach niedzielnego przedpołudnia wracać do domu. I tu właściwymi słowami są słowa wypowiedziane przez kolegę po kolejnym udanym rajdzie: "Znowu wszystko im wyszło, znowu dopisała im pogoda, znowu wszyscy się dobrze bawili, znowu zdobyli puchary." Mam nadzieję, że wszyscy wrócili z takimi odczuciami i z "naładowanymi akumulatorami" do ciężkiej codziennej hutniczej pracy.

(Uczestniczka rajdu Monika Mazurek.)

Linia
Powrót
copyright