kontur (2 kB)

Góry Sowie & Góry Stołowe
1 - 4 maja 2009 r.

Linia
Kierownik wycieczki: Andrzej Sieja
Ilość uczestników: 48
Pogoda: Wspaniała

Góry Stołowe
Linia

Niestety musiałam wybrać, między wycieczką w Góry Sanocko-Turczańskie, a Góry Sowie i Stołowe. Ponieważ dwa lata temu byłam w Górach Adrspasko-Teplickich, jeszcze raz chciałam zobaczyć to niezwykłe miejsce. Natomiast myśl, o Górach Sowich jako najstarszych geologicznie górach w Polsce, a nawet w Europie, bardzo pobudzała moją wyobraźnię. Mając wszystko to na uwadze, wybrałam się z kołem KTG na długi weekend majowy.

Dzień pierwszy imprezy - 1 maja 2009 (piątek) był łagodną turystyczną zaprawą. Góra Chełmiec 868 m (w paśmie Gór Wałbrzyskich), wbrew zapewnieniom tutejszej mieszkanki, przysporzyła niektórym, mało wprawnym turystom niemałej zadyszki. Po mylącym łagodnością podejściu, stok Chełmca przeszedł w następny, krótkotrwały, ale bardzo stromy odcinek. W upale brnęliśmy przez korzenie i miałkie zbocze. Na szczycie Góry Chełmiec odpoczęliśmy wśród gwaru rodzinnych rozmów, mieszających się z brzękiem rowerów i modlitwami grupy oazowej. Ta sielankowa sceneria, tak nas bardzo rozleniwiła, iż nie spiesząc się, przedłużyliśmy popas i wspięliśmy się na odbudowaną wieżę z przekaźnikiem telekomunikacyjnym. Z punktu widokowego podziwialiśmy okoliczne pasma górskie, a na horyzoncie królowała ośnieżona Góra Śnieżka. Po dwóch godzinach leniuchowania, udaliśmy się do autokaru i pojechaliśmy w stronę Gór Kamiennych. Szczyt Waligóry 936 m, choć niski, to przez bardzo strome zbocze, był dla niektórych szkółką wspinaczkową . Trudności sprawiło zarówno wejście, jak i zejście. U podnóża góry zatrzymaliśmy się w leżącym tu schronisku PTTK "Andrzejówka", które drewnianym wystrojem wnętrza zauroczyło wielu. W tak przyjemnej scenerii, wyczerpani małą górą z charakterem, nie mogąc doczekać się obiadokolacji, odzyskiwaliśmy siły, chłodząc się lodami i colą. Po przerwie pojechaliśmy do naszej bazy noclegowej w Rzeczkach koło Walimia. Jednak nie obyło się bez komedii pomyłek, bo zrobiliśmy "ostatni zajazd na " gospodarstwo nr 38 zamiast 35.

Dzień 2 maja 2009 (sobota) rozpoczęliśmy od zwiedzania Fortu Srebrna Góra. Byliśmy tam tuż po 9-tej rano, jeszcze przed otwarciem kasy. Z braku czasu szczegółowe zwiedzanie tego największego fortu w Europie było niemożliwe. Po licznych zdjęciach suchej fosy i dziedzińca fortu, ruszyliśmy czerwonym szlakiem, który wiodąc nas wokół murów obronnych, zmierzał w stronę Wielkiej Sowy 1015m (w Górach Sowich). Czas naglił, bo czekało nas 6h marszu. Mniej doświadczeni turyści wybrali wariant promocyjny i skracając sobie trasę o prawie dwie godziny, dołączyli do nas na Przełęczy Waliborskiej. Około godziny 13.30. ukazał się nam zwiastun końca wycieczki - wieża widokowa na Kalenicy 964m (w Górach Sowich). Tu zatrzymaliśmy się, by z platformy widokowej podziwiać okolicę. Przed godziną 15-tą doszliśmy do schroniska PTTK "Zygmuntówka", leżącego na Przełęczy Jugowskiej. Sowy nie spotkaliśmy, choć licznie występowały tu zwierzęta: pies, koza i miniaturowy królik, większy od swych współlokatorek świnek morskich. Niebawem, po przerwie dotarliśmy do Parku Krajobrazowego Gór Sowich, gdzie powitały nas liczne i bajeczne ostańce. Około godziny 16.30 wreszcie zdobyliśmy Wielką Sowę. Z jej szczytu bił blask śnieżnobiałej kamiennej wieży, na myśl mi przywodzącej kopułę waszyngtońskiego Kapitolu. Chyba tego dnia nie dość nam było wspinaczki, bo weszliśmy na wieżę widokową. Całodniową eskapadę zakończyliśmy w stylu "wycieczki od schroniska do schroniska". Wybraliśmy wersję dłuższą, ale za to z zapleczem gastronomicznym.
W odległości 20 minut drogi ulokowane były dwa schroniska, a koniec trasy wieńczył bufet. Co bardziej zmęczeni wybrali, reklamowaną przez gospodarza ośrodka w Rzeczkach, najkrótsza trasę z Wielkiej Sowy. Większość zaś wróciła tuż przed obiadokolacją czyli przed 19-tą. Wycieczka w Góry Sowie skłoniła nas do myślenia o kolejnej wyprawie dnia następnego.

Po niedzielnej mszy 3 maja 2009, wyjechaliśmy w stronę Teplickich Skał. Na terenie Czech byliśmy już po10-tej. Zwiedzanie Teplickich Skał rozpoczęliśmy od niebieskiego szlaku. Ponieważ chciałam uzupełnić swą wycieczkę o obiekty, które pominęłam dwa lata temu, postanowiłam pokonać 300 schodów i wejść na platformę widokową, znajdującą się na początku trasy zwiedzania. Wraz ze mną było kilkanaście osób. Po powrocie na niebieski szlak, dołączyliśmy do reszty grupy. Mało czasu i chęć zobaczenia wszystkiego sprawiła, iż wycieczka podzieliła się na liczne podgrupy. Ponieważ telefony komórkowe przestały tu działać, bawiliśmy się w podchody, rysując strzałki na ścieżkach. Tym sposobem różne grupy oglądały inne fragmenty Teplickich, a potem Adrspaskich Skał. Mnie, tak jak planowałam, udało się pływać łódeczką po jeziorku w Adrspaskich Skałach. Cały dzień, który tu spędziliśmy, wszyscy uznaliśmy za udany. Przyjemny chłód bijący od omszałych skał, dał wytchnienie po dwóch dniach, panującego w Polsce upału. Fantazyjne kształty ostańców sprawiły, iż zgadując co przedstawiają, bawiliśmy się beztrosko jak dzieci.

4 maja 2009 (poniedziałek) był utrzymany w klimacie dnia poprzedniego. Ponieważ był to dzień powrotu do Krakowa, wyjechaliśmy z ośrodka już o godzinie 730. Rezerwat "Błędne Skały" w Górach Stołowych zaczęliśmy zwiedzać już od godziny 9-tej. Ostańce tu obecne tworzyły zupełnie inne formy skalne niż te, które podziwialiśmy na terenie Czech. Tamte -strzeliste i wysokie, te zaś - niskie, rozłożyste, jak tytułowe stoły. Mnie kojarzyły się kulinarnie - niby to obfite bezy, niby hamburgery. W brew nazwie w Błędnych Skałach nie spotkaliśmy ani błędnych, ani obłędnych rycerzy. A ponieważ mowy też nie było o błądzeniu, bo czas upływał, zwartą grupą ruszyliśmy czerwonym szlakiem w stronę Szczelińca 919m. Po dotarciu do Karłowa, dalej poprowadził nas żółty szlak. Niestety "Skalne Grzyby" nie był w planie. Trasa zwiedzania Szczelińca tworzyła pętlę wokół skalnego masywu, tak iż punkt wejścia sąsiadował z punktem wyjścia ze szlaku. W połowie drogi na szczyt znajdowała się kasa biletowa, a obok niej schronisko PTTK "Na Szczelińcu". Ponieważ wówczas wiał porywisty i zimny wiatr wstąpiliśmy do środka. Spośród minionych dni, Szczeliniec stał się dla mnie najbardziej urokliwym miejscem. Szczególne wrażenie zrobiło na mnie skalne zapadlisko o nazwie "Piekiełko", które przez zalegający tu śnieg, przypominało raczej zamrażalnik. Jednakże jak w czeluść piekielną, wiodły w dół ciemne i wąskie schody. Na filarach skalnych Szczelińca były dwa punkty widokowe. W dole majaczyły zabudowania, a wśród nich parking z naszym autokarem. Widok ten przypominał, iż nieubłaganie czas upływa i zbliżamy się do końca turystycznej imprezy. Ostatnim etapem zwiedzania była wizyta w Wambierzycach. Tu pokrótce obejrzeliśmy bazylikę Nawiedzenia NMP oraz kalwarię. Ruchomej szopki nie udało się zobaczyć, gdyż w poniedziałki jest nieczynna.

Podsumowując, całą wycieczkę uważam za udaną. Dopisali turyści, pogoda i jedzenie pod dostatkiem. Jak zawsze brakło czasu na zgłębienie wszystkich zakamarków i wykonanie zamierzonego planu np. zobaczenie Zamku Grodno. Wszystko to sprawia, iż z niecierpliwością czekam kolejnego, długiego majowego weekendu, w przyszłym 2010 roku.

Relacje i swoje spostrzeżenia napisała
Monika Lech

Na trasie Linia
Relacja fotograficzna - Z. Sieja
Relacja fotograficzna - A. Sieja
Relacja fotograficzna - Dariusz Opalski
Relacja fotograficzna - Ala Obrzut
Relacja fotograficzna - K. Kmiecik
Linia
Powrót
copyright