kontur (2 kB)

ZAKOPANE
22 - 23 listopad 2008 rok

W dniach 22 - 23 listopad 2008 roku wycieczkę do Zakopanego przygotował i poprowadził: Przodownik Turystyki Górskiej Stefan JURKOWSKI.


Kopieniec Wielki

Sobota:
Biały Dunajec - Suchowiański Wierch - Ząb - Furmanów - Gubałówka - Dolna stacja kolejki na Gubałówkę
Do przejścia około 10 km, suma podejść 350 m, czas przejścia 3 godz. 30 min.

Niedziela:
Toporowa Cyrhla - Kopieniec Wielki - Wywierzysko Olczyskie - Przełęcz Nosalowa - Kuźnice - Zakopane.
Czas przejścia około 4 godziny, suma podejść 350m.

Dorotka Bigos:

22 listopad 500 pobudka, 605, 123 jadę to mój pierwszy autobusik po 30 minutach jestem w Nowej Hucie pod dawnym "Światowidem". 700 odjazd - strona świata południe. 945 wyjście na trasę z Białego Dunajca przez Gubałówkę do Zakopanego. Pogoda wspaniała lekko mroźno, ale słoneczko wspaniałe dodawało nam otuchy i ocieplało. Trasa łatwa, pierwszy śnieg tego sezonu jeszcze czysty. Trasa wiodła przez przysiółek Ząb - Furmanów gdzie moje koleżanki Gosia, Renia i Terenia "adoptowały " sobie psa. Śliczny, czarny typ ogara polskiego. Nie miał zamiaru wrócić do domu chodź ładnie prosiłyśmy, ale widocznie nie przywykł do "krakowskiego - pańskiego" języka, szedł z nami bardzo długo nawet Boguś nadał mu imię "Canalletto". Wreszcie popielaty opel, zatrzymał się "pi...pi...do domu", ale słowa tego bardzo miłego Górala nie podziałały. Opel odjechał, "Canalletto" idzie z nami dalej. Telefonia komórkowa działa, pojawia się granatowy Ford, a my jesteśmy już pod Gubałówką, także bardzo miły dużo młodszy Góral wysiada, "pi...pi...Raptus ty łajzo" pomagamy zapakować naszego "Canalletto" do wozu i z rozrzewnieniem rozstajemy się z psiakiem. Jeszcze parę kroków i jesteśmy na szczycie. Knajpka Dominium "pifko" grzane z miodem. Tu nasza grupka dzieli się na tych, co schodzą z Gubałówki i tych, co idą na łatwiznę. Po drodze kilka udanych telemarków i jesteśmy na Krupówkach. Kwatera na Olczy ciepła kąpiel i ciepły obiadek. A wieczorem.... a wieczorem balanga. Tańce, hulańce, swawole ledwie Karczmy nie rozwalą hihi haha hejże hola. 23 listopad rano o 800 śniadanko, a potem wyjazd na trasę, Toporowa Cyrhla start. W nocy śnieżku nasypało, na trasie nikogo, więc nasza zwarta grupa przeciera szlak. Pejzaż bajeczny, świeży, sypki śnieg lekko skrzypi pod nogami, pogoda dobra, lekki wiaterek. Idziemy. Docieramy pod Kopieniec Wielki, ale mało odważnych na wejście na szczyt, ja idę z grupą młodzieżową Stefanka. Na otwartych przestrzeniach czasami przelatuje małe tornado, ale w lesie cicho, spokojnie, ciepło. Nagle droga idzie małą osłoniętą polanką, gdzie zawiało trochę więcej śniegu. Grupa zaczyna się nudzić, aby rozweselić maruderów wpadam na pomysł - a idę pierwsza i przecieram szlak, bo mam dobre buty i ochraniacze - zaczynam chodzić zygzakiem i obserwuję. Nikt nie chce skalać się przecieraniem szlaku na wprost, więc idą po zakosach i to bardzo rozwesela grupę. Po tak udanym psikusie już myślę o następnym a tu rozczarowanie koniec szlaku jesteśmy w Kuźnicach. Tu adoptujemy jakiś bar, bo trochę czasu pozostało do odjazdu. O 1600 odjazd spod skoczni, po drodze mały wypadek. Tak zaczęła się zima i kierowcy bardzo zaskoczeni nie przystosowali swoich umiejętności do warunków na drodze. Jedziemy bez większych problemów na północ. Czasowo docieramy do Krakowa, żal wysiadać z autobusu. Czuję niedosyt, duży niedosyt, gór wspaniałych kolegów, którzy zawsze podtrzymują mnie na duchu, w ciężkich chwilach na trasie jak mówię, że umieram pytają jakiem mam ostatnie życzenia i przyrzekają je spełnić po odpowiednim zapisie w testamencie. Mam nadzieję, że moje sprawozdanie nie zanudziło nikogo. Jeżeli jednak jest odwrotnie to musicie wysyłać e-maile do naszego Internetowca - Bolka, aby zakazał mi więcej pisać. Pozdrawiam wszystkich i koniec z siedzeniem w domu, na wycieczki z kołem ZA. Na pewno zdarzą się jakieś ciekawe przygody - mnie zawsze się zdarzają. Całuję mocno Dorcia Bigos.

Kasia Danecka:

Z krainy ponurej jesieni do kraju zimy zapakowałam po raz pierwszy w tym roku czapki, rękawiczki, szaliki, kalesony, nauszniki, getry, golfy, swetry, i tym podobne licząc, że właśnie tak będzie! BIAŁO, BIAŁO, BIAŁO... No i biało było, nie zawiodłam się, a na dodatek jeszcze przejrzyście, słonecznie i mroźnie. Jeszcze Zakopanego wprawdzie nie zakopało, ale ja parę razy się zakopałam w drodze na Gubałówkę. Spacerek z Białego (dosłownie) Dunajca był przyjemny, tak się z Markiem zagłębiliśmy w etymologię Zębu i Furmanowa, że nie zdążyłam nawet zapytać: a daleko jeszcze? Restauracja Gubałówka niestety była zamknięta, więc herbatkę z krupnikiem wypiliśmy poniżej, w towarzystwie to Rosjan, to Anglików, to turystów jeszcze innych narodowości, którzy w rękawiczkach, czapkach i z ciupażkami z Kuprówek licznie zalegali ciepłe izby. A wieczorkiem, już z naszymi, po sytym kotlecie i 4 dokładkach kapusty wytańczyłam się za wszystkie czasy no i spróbowałam wyśmienitej NW, - czyli sławnej Nalewki Wiśniowej Pana Mariana... Albo nawet po mojemu NW - NW, czyli Najlepszej Nalewki Wiśniowej Pana Mariana;)) Cieszę się, że tegoroczną zimę, choć trochę przed terminem, ale za to w tak dobrym towarzystwie przyszło mi przywitać właśnie w górach!;)))

Linia
Relacja fotograficzna
Linia Powrót
copyright