kontur (2 kB)

Beskid Śląski
14.03.2010 r.

Prowadzący - Szynal Robert

Trasa:

  1. Przełęcz Salmopolska - Malinowska Skała - Skrzyczne - Szczyrk
    3:40h 500m 12,8km 18 pkt GOT BZ.01
  2. Przełęcz Salmopolska - Kotarz - Chata Wuja Toma (przełęcz Karkoszczonka) - Szczyrk
    3h 250m 10,3km 12 pkt GOT BZ.01
    Możliwe są także inne warianty tras pieszych w okolicach Szczyrku.

Ela J.:

Jako nowy uczestnik wycieczki muszę powiedzieć, że wszystko było świetnie zorganizowane, każdy znajdzie coś dla siebie, można powędrować lub pojeździć na nartach, jak kto woli, a co najważniejsze wszystko to w dobrym towarzystwie.
Pozdrawiam.

Łukasz Muzyk:

W niedzielę, 14 marca koło ZA zorganizowało wycieczkę w Beskid Śląski. A oto jej szczegóły: Poranek przywitał Nas paskudną pogodą. W Krakowie padał marznący deszcz ze śniegiem co sprawiało, że samo dojście na miejsce zbiórki było dość trudnym przedsięwzięciem. Grunt jednak to optymizm, a tego naszej grupie nie dało się odmówić! Z uśmiechami na twarzy ruszyliśmy w kierunku Beskidu Śląskiego, który przywitał nas opadami oraz gęstą mgłą. Mimo nieubłaganej pogody szczęśliwie dotarliśmy na początek naszej wyprawy, a mianowicie Przełęcz Salmopolską wznoszącą się dumnie nad Szczyrkiem i Wisłą. Cała nasza wyprawa dzieliła się na trzy podgrupy. Pierwszą byli narciarze, którzy przez cały dzień beztrosko cieszyli się stokami narciarskimi w Szczyrku. Pozostałymi zaś byli piechurzy, którzy do wyboru mieli dwie, niezwykle interesujące trasy. Jedna z nich biegła przez Kotarz oraz Chatę Wuja Toma, natomiast druga przez Malinowską Skałę i najwyższy szczyt Beskidu Śląskiego - Skrzyczne. Tę trasę wybrało najwięcej osób. Już na samym jej początku natrafiliśmy na niemałe przeszkody. Gęste opady śniegu trwające już od kilku dni sprawiły, że szlak był kompletnie nieprzetarty. Tu z pomocą przyszli nam Jurek i Daniel, którzy praktycznie znali tę trasę na pamięć, dzięki czemu cała grupa mogła ją bezpiecznie pokonać. Kolejną trudnością był także śnieg, a dokładniej mówiąc: jego ilość. Mimo brodzenia w nim po kolona, a niekiedy nawet po pas, ochoczo ruszyliśmy ku Malinowskiej Skale! Dotarliśmy tam po ok. 1,5 h. Nastąpił czas na krótki, lecz w pełni zasłużony odpoczynek. Można powiedzieć, że takiej aury nikt się nie spodziewał. Z każdym pokonywanym kilometrem warstwa śniegu była coraz wyższa. Do tego sam opad nie należał do tych najprzyjemniejszych. Przez silny, porywisty wiatr, płatki śniegu uderzały w Nas z wielką siłą. Uwagę zwracała także niezwykła przyroda, która nas otaczała. Bajecznie oszronione drzewa dotrzymywały Nam towarzystwa przez cały dzień. Inną sprawą był fakt, że mgła ograniczała widoczność do ledwie kilkunastu metrów, jednak i tak nikomu to nie przeszkadzało. Po odpoczynku zrobiliśmy sobie pamiątkowe zdjęcie pod skałami Malinowskiej Skały, a następnie ruszyliśmy już w kierunku Skrzycznego. O ile w lesie, szlak nie sprawiał większych problemów, to na otwartych przestrzeniach toczyliśmy z nim prawdziwą walkę o przetrwanie. Brodzenie w śniegu, brak jakiejkolwiek widoczności, a do tego bardzo silne podmuchy wiatru pozwalały Nam się poczuć tak, jakbyśmy byli w Himalajach na niesamowicie ekstremalnej wyprawie górskiej. Dla koneserów gór było to fantastyczne przeżycie! Po kilku następnych godzinach zmarznięci, przemoczeni ale szczęśliwi osiągnęliśmy najwyższy szczyt Beskidu Śląskiego. Na Skrzycznem mogliśmy (wyłącznie w wyobraźni), podziwiać niezwykle piękną panoramę okolicznych gór. Zmuszeni warunkami atmosferycznymi szybko udaliśmy się do pobliskiego schroniska. Po wejściu mogliśmy odetchnąć z ulgą - zrobiło się ciepło i przytulnie. Przybiliśmy pieczątki, a ponadto korzystając ze znajdującego się tam telewizora kibicowaliśmy Adamowi Małyszowi. Przy jego próbie rozległy się okrzyki "leeeeć Adaś" i rzeczywiście doping Naszej grupy okazał się bardzo pomocny - zaniosły orła z Wisły aż na 2 miejsce. Wspaniale spędzany czas upływał bardzo szybko. Zrobiło się dość późno co wywarło na Nas decyzję powrotu do Szczyrku wyciągiem narciarskim. Podczas zjazdu wiatr dawał Nam nieźle w kość. Dotarliśmy jednak cali i zdrowi na dół, po czym szybko udaliśmy się do autokaru. Nasza wycieczka powoli dobiegała końca. Powrót w autokarze urozmaicały liczne rozmowy i wesołe śpiewy. Najważniejsze, że wszyscy powrócili do deszczowego Krakowa zadowoleni i uśmiechnięci. Można więc śmiało powiedzieć, że wycieczka w pełni się udała!
Pozdrawiam, Łukasz Muzyk

Tytus:

Myślałem: co tu napisać? Wycieczka jak wiele innych - normalka, i tu się pomyliłem. Wsiadamy do autobusu a Robert triumfalnie ogłasza, że to pierwsza wycieczka w tym roku w komplecie. Spoglądam po uczestnikach i widzę co myślą - "pewnie! zdarłeś z góry po 3 dychy a nawet więcej, to myślisz że Ci podarujemy? Niech to diabli - jadziem!". Grupa się rozweseliła dzięki Jasiowi, który rzucał od czasu do czasu w nasze koleżanki jedynym stałym swoim tematem. Na przełęczy Salmopolskiej Grupa podzieliła się zgodnie z rozpiską na dwie podgrupy. Ja załapałem się do powolniaków to moja wymarzona Trasa-marzenie. Jest wszystko: śnieg wieje a jakże, sypie i niestety okazało się, że są dziury w śniegu, do których należało wpadać. Zauważyłem, że do nas podczepiły się dwie nieznane osoby jakiś megazgred i tzw. Miedzianka. Jako że nigdy z naszą grupą nie chodzili, rytm co chwila sie burzył. Darujemy im to. Należałoby parę słów napisać o Prezesie. Daruję mu to, że poderwał na trasie trzy turystki z Gliwic, to jeszcze ich do czegoś namawiał - nie dosłyszałem. Muszę nadmienić, że na trasie nasze panie zmuszone były się nim opiekować. Wlókł się na końcu i był głównym hamulcowym:-). Grupa pościgowa wybrała troszkę trudniejszy wariant i co? Przeszli 8 kilosów i spasowali. Podobno mieli trochę śniegu, wiało i była jedna duża zaspa. Tak zapodał Daniel. To były same plusy. Niestety nie przeszliśmy przez przełęcz Karkoszczonka, dołożyliśmy jeden km. Szlak żółty wydłużył sie z dojściem do autobusu o 1 godz. 20 min. Pal sześć, że jeszcze opóźniliśmy wyjazd. To bym przeżył, ale zaginęła tradycja celebrowana przez J.N., który w tym miejscu przeprosiłby za trudności prawdziwe i te urojone. Ja naliczyłem sześć możliwości. Ech łza się w oku kręci. Słyszałem nieśmiałe głosy, że wycieczka była udana. Jeśli tak uważają to niech będzie. Ja się też podpisuję pod tym stwierdzeniem.

Andrzej Kierod:

Zastanawiam się, jak określić dzisiejszą wycieczkę w Beskid Śląski. Nasuwają mi się tu następujące skojarzenia - tajemnicza i z wielką niespodzianką. A dlaczego, to zaraz wyjaśnię. Otóż wyjechaliśmy z Krakowa przy nieciekawej pogodzie, bo przecież jak pada deszcz, to początek wyprawy nie zapowiada się obiecująco. Po drodze mijaliśmy tereny pozbawione całkowicie śniegu i taki krajobraz towarzyszył nam aż do Szczyrku. Tam nagle wszystko się zmieniło. Przywitała nas cudowna zima ze świeżym śniegiem, lekki mróz i krajobraz zupełnie inny, jak ten w Krakowie. Przełęcz Salmopolska była dość ośnieżona, ale to stanowiło dopiero wstęp do prawdziwej zimy. Otóż szlak do Malinowskiej Skały i dalej w kierunku Skrzycznego był całkowicie nieprzetarty i nasza grupa jako pierwsza tego dnia torowała sobie drogę do góry. Niejeden krok kończył się niespodzianką w postaci zapadania się po kolana, albo jeszcze głębiej. Kilku śmiałków pracowało za "ratraki", co spotkało się z wdzięcznością reszty uczestników marszu. Dodatkowo padał zmrożony śnieg, niesiony przez ostry, dokuczliwy wiatr, ale taka pogoda tylko poprawiła nasz humor, gdyż wszyscy poczuli się w swoim żywiole. Mijaliśmy malowniczo ośnieżone świerki i bezlistne o tej porze roku drzewa, które zostały przyozdobione milionami drobnych kryształków lodu, narzuconych przez bezlitosny wiatr. Nagrodą za nasz wysiłek było ciepłe schronisko na Skrzycznem i rozmaite dania w zależności od smaku oraz upodobania. Po odpoczynku zdecydowaliśmy na zjazd w dół wyciągiem krzesełkowym, zostawiając w górze śnieżną zadymkę. W autobusie dzieliliśmy się wrażeniami z tej wycieczki a zwłaszcza z niespodzianki, jaką zrobiła nam wszechwładna pogoda. Dlatego dzisiejszy wyjazd zasługuje na miano tajemniczego.

Monika:

To był kolejny zimowy wyjazd. Już na dole w Szczyrku biało, na Przełęczy Salmopolskiej świeżego śniegu po kolana. Dla narciarzy super warunki. Temperatura poniżej zera, śnieg lekki, sypki. Niebo stalowo - szare, groźne, za chwilę będzie dalej sypać, wiatr daje równo do wiwatu. Dla równowagi poszliśmy na II trasę przez Kotarz. Drogę wyznaczały koleiny po skuterach śnieżnych, dzięki nim, bez większych problemów, pokonywaliśmy kolejne wzniesienia. W drodze poznaliśmy sympatycznych kolegów z PTTK z Gliwic. Bardzo było nam żal, że nie mogliśmy wspólnie dojść do Chaty Wuja Toma, opuścili nas już na Kotarzu, wrócili na Przełęcz, gdzie czekał na nich autobus. My dalej powędrowaliśmy do przodu. Temperatura się podniosła, bo śnieg stał się lepki, ciężki, za to wiatr zawiewał coraz silniej. Chatę Wuja Toma powitaliśmy z ogromną przyjemnością. Bardzo sympatyczne miejsce, a jakie piękne sople wisiały z okapu. Rozgrzaliśmy się gorącą herbata i kwaśnicą, poprzybijaliśmy pieczątki, odpoczęliśmy i ruszyliśmy w dół. Jeszcze postanowiliśmy zobaczyć Sanktuarium na Górce, czyli pochodzący z 1894 roku Kościół Matki Boskiej Królowej Polski, na południowym stoku Magury. Bardzo urokliwe miejsce, warto je zobaczyć. Przy innej pogodzie chciałoby się tam dojść górami, przez las ale i tak cieszyliśmy się że tam dotarliśmy. Potem już spokojnie zeszliśmy na dół do Szczyrku, podyskutowaliśmy z panem od oscypków o polityce i Małyszu i cali szczęśliwi, zachwyceni piękną zimową aurą, dotarliśmy do autobusu. Do następnego wyjazdu, może wreszcie wiosennego !!!

Relacja fotograficzna
Powrot
copyright