kontur (2 kB)

Lanckorona, Kalwaria Zebrzydowska
28.03.2010 r.

Prowadzący - Jurkowski Stefan
Na trasie

Trasa:

Krytykus d. Tytus:

Ludzie! nie dajcie się nabrać na niedzielne spacery. To jest taka sama wyrypka jak niedzielny wyjazd autobusem, tylko za 11zł. A teraz na temat. Jak zwykle spotkanie na dworcu. Biegamy góra - dół, żeby się znaleźć, bo tak Prezes napisał w Internecie. Zebrało się nas 14 osób naiwnych i problem: dokąd wykupić bilety? Lanckorona, Kalwaria, Lanckorona, Kalwaria. Po 10 min. Prezes się odezwał "jedziemy do Kalwarii OK" [beze mnie ok] Dojechaliśmy i lecimy. Ja z Józkiem dopadliśmy grupę pod Klasztorem. Narada gdzie idziemy, decyzja na górę Żar - ze względu na Józka, bo nigdy nie widział gruzów (a rzekomo mają być). Wylecieliśmy na wys.535m. Józek pierwszy [inwalida] no i co? ni ma kamyczka! rozczarowanie:) - po co było się drapać? Teraz kierunek Lanckorona. Zaliczyliśmy wszystkie kapliczki, tylko w odwrotnym kierunku. Po drodze jak zwykle Megazgred zabawiał nas swoim repertuarem, na przemian słuchając trochę jego a trochę mszy, która nam towarzyszyła na całej trasie - takie nagłośnienie. Tak dotarliśmy na zamek Zebrzydowskich. Odpoczynek. Bolek w międzyczasie latał między uczestnikami - wiadomo, z czym może Bolek latać. Schodzimy do rynku w Lanckoronie i tu zaskoczenie. Trafiliśmy na wystawę wycinanek w budynku Towarzystwa Przyjaciół Lanckorony. Było winko, wypieki regionalne nie odmówiliśmy bo byliśmy spragnieni. Ja i jeszcze 5 osób zakończyliśmy spacer. Wracamy kierunek Kraków. Dwóch chłopów i siedem Pań niedopieszczeni poszli przez Łysą Górę do głównej drogi i też wrócili do Krakowa tylko 1 godz. później. Acha! na trasie spotkaliśmy silną grupę KTG z Agatą na czele. Powitań nie było końca, nawet zasilili nas napojami, gdyż grzało a byliśmy spragnieni. Szli do Kalwarii.

Relacja fotograficzna
Powrot
copyright